piątek, 10 stycznia 2014

IX

                                               2 lutego

Odpłynęłam w głęboki sen. Moje łóżko po raz pierwszy stało się bezpiecznym miejscem, którego nie miałam od bardzo dawna. Nagle jeden z moich starych porcelanowych aniołków spadł z półki, wybudzając mnie w pięknego snu, którego już nie pamiętam. Postanowiłam wstać i posprzątać rozbite, idealne i blade ciało figurki. Nie mogłam się nawet ruszyć. Miałam wrażenie, że coś mnie trzyma. Czymkolwiek to było miało wiele siły. Naciskając na moje ramiona, przyciskało mnie do łóżka. Moje oczy widziały lekki zarys kontur, które nie przypominały ludzkiego ciała. To wyglądało jak demon. Na chwilę poczułam wolność i szybko włączyłam światło. To co zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie. Czułam strach. Jego lub jej postawa przypominała jakiegoś mutanta. Ręce, jeżeli tak to można w ogóle nazwać, były wykręcone a na ich końcu można było dostrzec szpony, którymi spokojnie mogłoby mnie zabić. Kolor skóry, był wyjątkowo...biały? Tak. Był biały. Nie jestem do końca pewna nawet jak to opisać. Wydawałoby się, że stojący przede mną organizm od dawna nie widział słońca. Nie miał żadnej styczności z jego promieniami. Gdy "potwór" się wyprostował, mogłam dokładnie zobaczyć wszystkie żebra i kręgi. Twarz przypominała.... Nic nie przypominała. Oczy były puste, całe czarne. Ukazywały prawdziwe zło i szaleństwo. To był wzrok psychopaty. Jednak mogłam dostrzec coś więcej w tej otchłani. Tak była bezradność, bezsilność, która pokazała mi jak nisko ten "ktoś" upadł. Wpędził się w najgorszy syf w jaki mógł. Zgaduje, że historia była podobna do mojej. Najpierw stan lękowy, który przerodził się w czyste szaleństwo. Potem było coraz gorzej. Cienie, szepty. Czasem już nawet przypadkowy przechodzeń zdawał mi się być winny temu wszystkiemu. Moje rozmyślania przerwało nagłe "pomóż". Przeszły mnie dreszcze. To był przeraźliwy, wysoki, zdarty głos. Zobaczyłam łzę na policzku gościa. Gdy chciałam podejść bliżej, pomóc mu. Zniknął. Zostałam znowu sama wśród 4 ścian. Nie wiedziałam co się stało. Może zobaczyłam śmierć. Tą piękną i upragnioną przeze mnie śmierć. Nie wiedziałam co mam robić i co myśleć. Może zwariowałam? Może cały bieg wydarzeń jednak mnie niszczy psychicznie?

______________________________________________________________________

Stawiam kolejny krok gdzieś na dachu i już nie wiem co się dzieje. Czuję podmuch wiatru, który rozwala moje idealnie ułożone włosy. Moje serce zaczyna bić o wiele szybciej. To chyba przez tą adrenalinę. Stoję na dachu 30-piętrowego wieżowca i spoglądam w dół. Wiesz co tam widzę? Ludzi. Oni śpieszą się by mieć wszystko, ale nie mają nic. Siedzą w swoim samochodach i jadę w wyznaczone miejsce, na kolejne wyznaczone spotkanie. Biznesmeni zarabiają grube miliony rocznie, gdy inni ledwo wiążą koniec w końcem. I to nie jest dobra rozkmina na noc. Nie kiedy nie chcesz żyć. Nie gdy twoje nadgarstki znów są zapisane nową historią. Twoje ciało cierpi, ale dusza jest szczęśliwa. Umysł jest wolny od agresji. Zaśnij. Pozwól śmierci robić swoje.
________________________________________________________________________

Nie mogłam spać po ostatniej nocy. Za każdym razem gdy zamykam oczy widzę swoją własną śmierć. Dla mnie wygląda tak jak mój nieoczekiwany gość. Mimo przerażenia zdaję sobie sprawę z jej piękna. Zbiera cicho swoje żniwo. Zabiera Ci wszystko co miałeś. Podziwiam jej wspaniałomyślność. Tak rzadko się myli w swoich planach. W sumie ja mam plan dla siebie. Z rana jak zawsze wstanę, ale nie zaćpam. Pójdę do szkoły. Nie odezwę się do nikogo. Napiszę 3 listy. Jeden dla mamy, drugi dla Austina'a a trzeci będzie w mojej głowie. Pozostanie w moim umyśle a potem wyrecytuje go Alexowi. Powiem mu o tym jak jest w Chicago. Opowiem mu o jego żałosnych kolegach, których zawsze obgadywaliśmy, gdy zostawaliśmy sami. Ale na ostatni dzień życia mam o wiele więcej atrakcji. Zobaczę mojego ukochanego przyjaciela i go przytule. Powiem mu, że wybieram się w długą podróż. Odejdę. Te wszystkie fałszywe blondynki dowiedzą się co o nich sądzę. Biedactwa, będą musiały nakładać kolejne 3kg tapety na swoje i tak krzywe mordy. A Ci faceci, którym łamałam serca? Zrobię to jeszcze raz. Potem spełniona wrócę do domu wiedząc, że wszyscy przeze mnie cierpią tak jak ja cierpiałam przez nich. Wezmę w żyłę. Pogadam z moimi kochanymi przyjaciółmi, których nie ma. Potem przeczekam większość zjazdu myśląc co jest nie tak we mnie, w moim życiu. A nad ranem przyłożę sobie lufę do skroni. Zabijając się, obudzę całe miasto. Będą patrzeć na upadającego anioła. Pokaże im prawdziwą bestie. 

2 komentarze:

  1. Świetne to jest, naprawdę. Uwielbiam takie mroczne, psychiczne klimaty. Wręcz nie mogę się doczekać następnej notki :) (tak btw, to jestem tym ludzikiem z zapytaja, który cię zareklamował na swoich blogach :)

    OdpowiedzUsuń