6-11 stycznia
Obudził mnie rano głośny dobiegający szum z łazienki. Nie był
to odgłos suszarki lub wody, która wydobywała się z kranu. To brzmiało jakby
przepełniona wanna zaczęła zalewać podłogę, bo nie było w niej już miejsca.
Szybko wstałam i pobiegłam do miejsca, z którego wydobywał się dźwięk. Gdy tam
weszłam zamarłam… wszędzie było pełno krwi, na ścianach, lustrze, podłodze,
która była w mniej przerażającym stanie, ponieważ czerwona substancja została
lekko zmyta przez wodę. Rozglądałam się dookoła pomieszczenia a moje oczy
zatrzymały się na najgorszym, co mogłam zobaczyć. Mój brat, najbliższa mi
osoba, leżała w wannie, cała we krwi, którą ubrania już przesiąknęły na wylot.
On nie żył. Jedyny gest, na który było mnie stać to cichy płacz i wyszeptane
słowo „żegnaj”.
Powolnym krokiem ruszyłam w stronę trumny, niosąc w ręku
bukiet czerwonych róż, które miały być pozostawione obok jego zimnego, bladego
i nieżywego ciała. Minęły 4 dni, ale to za mało, nie umiem tego zrozumieć,
czemu on, czemu nie mój ojczym, który co noc bije moją mamę, który znęca się
nad nami i tylko Alex umiał nas ratować, chronić.
Stałam po drugiej stronie kościoła, byłam jedyną osobą, która
nie płakała, przynajmniej nie w tej chwili. Po odprawionej mszy ustawiła się
wielka kolejka „najbliższych” mojego świętej pamięci brata. Mówiąc „najbliżsi” mam na myśli osoby, które nigdy mu
nie pomogły, były przy nim tylko i wyłącznie z powodu dużej rozpoznawalności w
szkole, trzeba zachować pozory, prawda? Przychodząc na pogrzeb z pewnością
pokażą jak bardzo go kochali, ale to zwykła ściema, ta miłość zazwyczaj
kończyła się po każdej udanej i FUNDOWANEJ przez Alex’a imprezie. W sumie na
brak kasy nigdy nie mogliśmy narzekać, mieszkaliśmy w jednym z najlepszych
apartamentowców w Chicago, mieliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy do
zachowania naszego „standardu” życia. No cóż, najwidoczniej nie wszystko skoro
jego już nie ma… najwidoczniej czegoś powinno nam brakować i tylko on to
zauważył, a teraz skoro już wszystko jest skończone musze się dowiedzieć, czym
to „coś” jest.
super piszesz. czekam na następny post
OdpowiedzUsuńDodam następny post dzisiaj o 20 :)
UsuńZmień czciake jakbys mogla, nie polskich znakow i nie wygodnie sie czyta
OdpowiedzUsuńjuż się robi :)
UsuńFajna kompozycja. Nie za długo i wciągająco. Nie znoszę niemiłosiernie długich i ciągnących się opowiadań z których i tak nic nie wynika. Poruszyłaś tu na prawdę ciekawy wątek. Daje do myślenia postaram się prześledzić resztę rozdziałów ale chyba trochę mi to zajmie. sporo już napisałaś, ale jeżeli reszta jest tak dobra jak to. SZACUN ;)
OdpowiedzUsuńhttp://dziennikidestiny.blogspot.com/
mam nadzieje, że przeczytałaś chociaż połowę z tego i Ci się spodobało :) dziękuje za te miłe słowa :)
Usuń